20.06.2016

Wielkie show! Queen i Adam Lambert zagrali na zakończenie LFO 2016

„Nie było drugiego takiego jak on, dla niego tu dziś jesteśmy. Dobrze wiecie, że ta postać to Freddie Mercury”. Tymi słowami Adam Lambert wypowiedział głośno to, co znajdowało się w sercach fanów szczelnie wypełniających stadion w Oświęcimiu. Finałowy koncert 7 edycji Life Oświecim Festival, to był hołd dla Mercury’ego . Dzięki temu stał się wielkim tryumfem jednego z najważniejszych zespołów w historii rocka. To było show, w którym zaserwowali taki zestaw hitów, jak byśmy od pierwszej piosenki wieczoru słuchali już bisów.

Fot. www.lifefestiwal.pl

„Nie było drugiego takiego jak on, dla niego tu dziś jesteśmy. Dobrze wiecie, że ta postać to Freddie Mercury”. Tymi słowami Adam Lambert wypowiedział głośno to, co znajdowało się w sercach fanów szczelnie wypełniających stadion w Oświęcimiu. Finałowy koncert 7 edycji Life Oświecim Festival, to był hołd dla Mercury’ego . Dzięki temu stał się wielkim tryumfem jednego z najważniejszych zespołów w historii rocka. To było show, w którym zaserwowali taki zestaw hitów, jak byśmy od pierwszej piosenki wieczoru słuchali już bisów.

Fot. www.lifefestiwal.pl

Punktualnie o 23 przy dźwiękach rozpoczynającego koncert „One Vision” opadła wielka kurtyna ze znanym każdemu fanowi rocka logo grupy Queen. W tej samej chwili prawdziwy dreszcz emocji przeszył komplet publiczności zgromadzony pod sceną. Dźwięki dochodzące ze sceny brzmiały jak stary, dobry, ukochany Queen. Na żywo szybko potwierdziło się, że pomysł na zestaw Queen + Adam Lambert to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Brawa za odwagę dla kręgosłupa zespołu, czyli Briana Maya (gitara) i Rogera Taylora (perkusja), za to że zaryzykowali i zaufali Adamowi Lambertowi. To niezwykle utalentowany wokalista, rasowy rockowy frontman, showman z poczuciem humoru, a przy tym bardzo skromny człowiek, który wie, ze na tych koncertach najważniejsza jest muzyka Queen.

Adam nie musiał zdobywać publiczności w Oświęcimiu, ona była jego od pierwszych chwil koncertu. A ten zaczął się z prawdziwym rockowym pazurem, z Brianem May’em wygrywającym riffy na swojej unikalnej gitarze Red Special. „Hammer to Fall”, „Seven Seas of Rhye” oraz „Stone Cold Crazy” to był prawdziwy rockowy nokaut. Nawet ulewa, która rozpętała się już na początku koncertu nie była w stanie zatrzymać entuzjazmu zespołu i fanów. Publiczność tak tłumnie i ochoczo przetańczyła „Another One Bites the Dust”, jakby to była bezchmurna noc. „Pogoda nas nie oszczędza, ale nie damy się zatrzymać. Bawimy się dalej!” – tak Brian May pocieszył fanów, którzy ani myśleli zniechęcić się przez deszcz.

Wskazać najlepsze momenty takiego koncertu, który składa się z samych uniesień to zadanie właściwie niemożliwe. Na pewno długo nie zapomnimy, kiedy w połowie koncertu sam Brian May wykonał akustycznie jedną z najbardziej intymnych i przy okazji najpiękniejszych kompozycji Queen – „Love of My Life”. To dla Freddiego, to dla niego zaśpiewajmy te piosenkę” – tak ją zapowiedział zanim zabrzmiały pierwsze nuty. Kiedy śpiewał, do wykonania włączyła się publiczność, a wreszcie na telebimach zobaczyliśmy samego Freddiego, który także zaśpiewał kilka linijek tekstu. Wyjątkowa chwila, prawdziwy dowód na to, że najwięksi artyści żyją wiecznie dzięki swoim piosenkom. Wzruszające momenty mieszały się tego wieczoru z radosną rock n rollową zabawą. „Somebody to Love”, „A Kind of Magic”, „Crazy Little Thing Called Love”, czy „I Want to Break Free” to radiowe hity, których teksty razem z Adamem śpiewały wszystkie pokolenia fanów, które stawiły się w Oświęcimiu. A ile radości i uśmiechu było w tym śpiewaniu i tańczeniu! Kto był, ten wie.

Na finał wieczoru Queen zostawiło największy kaliber swoich kompozycji. Zaczęło się od „Bohemian Rhapsody”, w którym ponownie pojawił się na telebimie sam Freddie i po równo podzielili się z Adamem Lambertem obowiązkami wokalnymi. A może to jest właśnie najwybitniejszy kawałek w historii rocka. Nigdy ostatecznie tego nie stwierdzimy, ale wczorajsze wykonanie zapamiętamy na lata. Zaraz potem zagrali „Radio Ga Ga”, w którym też nie zabrakło okazji do wspólnych śpiewów i wyklaskiwania refrenu. Skoro mowa o klaskaniu, to nie ma słynniejszego motywu żeby dać z siebie wszystko w tym temacie niż nieśmiertelne „We Will Rock You”. Było głośniej niż na niejednym meczu. Kropką nad i tego wieczoru okazało się „We Are the Champions”. Fani zrobili niespodziankę zespołowi wznosząc do góry biało czerwone flagi i dzięki temu stadion na oczach Queen pokrył się naszymi narodowymi barwy. Finał godny królewskiego koncertu. God Save the Queen!

Niedzielny zestaw artystów na Life Festival Oświęcim to była prawdziwa wielogatunkowa, wielokulturowa i wielopokoleniowa mieszanka. Ale zaszczyt zagrania tuż przed Queen przypadł naszej polskiej legendzie, grupie Perfect. To co ta ekipa prezentuje na scenie jest dowodem na to, że w rock n rollu masz tyle lat, na ile brzmi to, co grasz ze sceny. A Perfect dziś brzmi tak, jakby „Nie płacz Ewka”, „Chcemy być sobą”, czy „Ale w koło jest wesoło” zostały nagrane nie trzydzieści parę lat temu, a raczej w tym roku przez drapieżnych, zadziornych nastolatków dowodzonych przez Grzegorza Markowskiego.

Perfect wciąż brzmi fantastycznie i był w stanie wypełnić swój występ na Life Festival Oświęcim doskonale zbilansowanym zestawem swoich najlepszych piosenek z różnych okresów twórczości. Ale niezależnie, czy były to bardziej współczesne klasyki jak „Niepokonani” i „Kołysanka dla nieznajomej”, czy te najstarsze jak „Idź Precz” i „Autobiografia” – bawiły się przy nich wszystkie festiwalowe pokolenia, całe rodziny.

 „Podziękujmy Darkowi Maciborkowi, który stworzył ten festiwal od postaw, za to co zrobił. Life Festival Oświęcim jest już ważny na muzycznej mapie Europy. A my dziękujemy, że możemy na nim zagrać”. Tak mówił ze sceny Grzegorz Markowski, po czym wspólnie z dyrektorem Festiwalu Darkiem Maciborkiem, resztą Perfectu oraz publicznością festiwalową zrobił sobie na scenie pamiątkowe selfie.

Ninet Tayeb. To nazwisko na pewno zapamiętamy po tej edycji Life Festival Oświęcim. Ninet była wyjątkowym gościem już z racji swojego pochodzenia. „Wiecie, że przyjechałam do Was z Izraela. Domyślacie się też pewnie jak ważne jest dla mnie, że tu jestem. Dziękuje za to przyjęcie, to wyjątkowa chwila” – tak artystka podziękowała publiczności na koniec swojego znakomitego występu. To było prawdziwe rockowe misterium, w którym Ninet grała pierwszoplanową rolę niczym rockowa szamanka. Surowe, gitarowe brzmienie, dużo przesterów, grunge’owa zadziorność, elementy lokalnego folku i pazur w głosie. Tak zaprezentowała się nam jedna z najważniejszych artystek rockowej sceny w Izraelu. Dała czadu, ale znalazła też moment na chwilę pięknej muzycznej refleksji. „Purple Rain” zagrane w hołdzie Prince’wi to był cover, na którym odcisnęła swoje własne piętno. Tak mają tylko najlepsi.

Niedziela to był długi festiwalowy dzień. Zaczęło się popołudniu od krótkiego, ale bardzo żywiołego występu grupy Electric Pyramid, która na festiwal trafiła jako suport wybrany przez sam Queen. Potem na scenę wkroczył laureat konkursu Life On Stage – Humam Ammari. Tyle melodii, ciepła, uśmiechu i słońca było w tych dźwiękach, że opinie słuchaczy były zgodne – to był dobry wybór i na ten występ bardzo sobie zasłużyli. Następnie na scenie niepodzielnie zapanował Taco Hemingway, którego piosenki to jedyne w swoim rodzaju opowieści o współczesnej polskiej rzeczywistości. Mało kto opowiada historie tak, jak Taco. A fanów oczywiście najbardziej ucieszył jego najbardziej znany utwór „Następna Stacja”. Piosenek grupy Jeremy? nie znamy jeszcze nad Wisłą zbyt dobrze, ale po tym, co zaprezentowali na festiwalu, wiadomo, że to tylko kwestia czasu. Mieszkanka rocka rodem z wysp i bałkańskiej wrażliwości trafiła do polskich fanów. O Jeremy? będzie głośno. Kiedy zbierali ze sceny swoje instrumenty, czuliśmy, że szybko do nas wrócą. A Life Festival Oświęcim wraca już za rok.

 

www.lifefestival.pl