Legendy

Legenda o Przymierzu z Rzeką

Dawno, dawno temu, kiedy tereny Kotliny Oświęcimskiej porastała niezmierzona puszcza, nad brzeg Soły przy jej ujściu do Wisły przybyli osadnicy – ludzie spokojni i pracowici. Kapryśna rzeka często zalewała przybrzeżne łąki, pastwiska i pola uprawne. Na wzgórze, gdzie zbudowali swoją osadę bardzo często zaglądał głód. Starszyzna rodowa doszła do wniosku,że trzeba się z rzeką ugadać. Jak postanowili, tak i zrobili. W noc Kupały przybyli nad rzekę i zawarli z nią przymierzę. Ludzie żyjący nad jej brzegami będą uczciwi, pracowici, dbający o wszystko co na tej ziemi żyje, a rzeka będzie im w tym pomagać.
Mijały lata i wieki. Osada rozrastała sią coraz bardziej. Na wzgórzu, na prawym brzegu Soły zbudowano silną warownię z zamkiem, a pierwotne siedlisko przekształciło się w miasto zwane Oświęcim. Rzeka dotrzymywała obietnic, wspomagała mieszkańców obdarzając ich swoimi skarbami, a jednocześnie broniła przed wrogami. Czasami piętrzyła swoje wody i z groźnym pomrukiem dopominała sią o dotrzymanie umowy. Aż nadszedł rok 1656. Najeźdźcy szwedzcy zamienili miasto w ruinę. Po wojnie postanowiono odbudować zamek i okalający go gród. Jednakże Adam Lubowiecki – Starosta władający Ziemią Oświęcimską przywłaszczył sobie zebrane na ten cel pieniądze. Zamek niszczał, a miasto ubożało coraz bardziej. Niewiele pozostało z jego wspaniałości i świetności.
Smutnie patrzyła Soła na gród, na jego powolny upadek Aż w końcu nie wytrzymała. Ostrzegła mieszkańców w 1805r. szeroko rozlewając się poza swe koryto, a w 1813 wzburzone wody puściła bliżej miasta, wielką falą wdarła się w odnogę okalającą zamek i z ogromną siłą uderzyła o Wzgórze Zamkowe, zerwała skarpę, porywając ze sobą mury obronne, bramę oraz część zabudowań. To co wieki ochraniała w jednej chwili zniszczyła.
Od tego czasu płynie przez środek miasta, by lepiej wiedzieć czy mieszkający nad jej brzegami ludzie dotrzymują zawartej przed wiekami umowy. Od czasu do czasu, niezadowolona z postawy Oświęcimian, ostrzega ich szeroko rozlewając się jakby chciała zagarnąć w swe nurty nie miasto i dobytek ludzi ale wszystko to co ją niepokoi. Tak było na przełomie XIX i XX wieku, jak równiez w historii najnowszej. Kiedy latem 1997r. Soła znowu wezbrała, a siła z jaką płynęła przez miasto budziła lęk i grozę, patrzący na jej nurt co niektórzy mieszkańcy wspominali noc Kupały i przymierze które ich przodkowie zawarli z rzeka dawno, dawno temu …

Legendę opracował przewodnik terenowy i beskidzki
Leszek Żak

Okrutny Kasztelan

Tajemniczość zamków wszędzie rozbudza fantazję ludową. I nasza góra zamkowa ze swoją starą basztą oddziaływała twórczo na wyobraźnię mieszkańców.

W przekazach ustnych starszego pokolenia oświęcimian przechowało się trochę legend i bezpretensjonalnych opowiastek, w których można odnaleźć wyjaśnienie niejednego szczegółu z przeszłości zamczyska. Wszystkie te podania mają cechy ludowych baśni, w których realizowało się marzenie o zwycięstwie dobra nad złem, sprawiedliwości nad występkiem. Winnych musiała dosięgnąć kara, jeśli nie za życia, to po śmierci.
U podnóża góry zamkowej aż do wybuchu II wojny światowej stała duża kapliczka. Na graniastym bloku kamiennym znajdowała się rzeźbiona w drewnie figura Chrystusa Frasobliwego w ogromnej koronie cierniowej. Umęczony Chrystus patrzył rozwartymi oczami w środek drogi prowadzącej do drewnianego mostu, którego już dawno nie ma. Za naszych czasów wybudowano na jego miejscu kładkę dla pieszych, zapewne okazalszą od starych mostów. Z postacią Frasobliwego łączy się następująca legenda. W dawnych czasach panował w Oświęcimiu okrutny kasztelan, który rezydował w zamku. Na sam jego widok poddanych ogarniało przerażenie. Za różne, często niewielkie przewinienia wrzucał mieszczan do zamkowych lochów, z których nie było powrotu.

Zwłoki skazanych na śmierć głodową straż więzienna wyrzucała przez specjalny otwór wprost do Soły. Na wieść o śmierci skazanego jego rodzina nocą wyławiała ciało z nurtów rzeki. Zwłoki grzebano również potajemnie nocą na przykościelnym cmentarzu.
W końcu i na okrutnika przyszedł kres życia. Miasto odetchnęło z ulgą. Pochowano kasztelana na cmentarzu parafialnym. Na drugi dzień mieszczanie z przerażeniem spostrzegli, że ktoś rozkopał świeżą mogiłę i wyrzucił z niej trumnę. Rajcy miejscy uznali, że ktoś umyślnie sprofanował grób, i postanowili urządzić ponowny pogrzeb. Następnego dnia historia się powtórzyła. Spróbowano pochować kasztelana po raz trzeci. I znów to samo.
Zebrali się rajcy i długo gardłowali nad niezwykłym zdarzeniem. Jeden ze zgromadzonych w pewnej chwili stwierdził stanowczo: – To był tak wielki grzesznik, że nawet ziemia nie chce go przyjąć!

Uradzili, żeby niesławnej pamięci możnowładcę wrzucić do Soły. Ale i rzeka przyjąć go nie chciała. Gdy tylko trumnę opuszczono do wody, zerwał się wicher, woda zaczęła się burzyć, rozszalałe fale wyrzuciły doczesne szczątki kasztelana na brzeg.
Zakłopotani rajcy nie wiedzieli co począć. Ostatecznie uzgodnili, że trzeba pochować go na środku gościńca obok mostu, w miejscu, gdzie przechodzi najwięcej ludzi i jeździ wiele furmanek.

Zadeptano ten przedziwny grób.
Ktoś z oświęcimian, dzisiaj już nie dojdziemy kto, pragnął upamiętnić to miejsce, stawiając obok kapliczkę. Stąd Chrystus Frasobliwy spoglądał na miejsce spoczynku okrutnego feudała. A w rocznicę jego śmierci miała ponoć figurka płakać krwawymi łzami.

Jan Ptaszkowski

Jak św. Jacek ocalił kościół oświęcimskich Dominikanów

W jednej ze średniowiecznych legend o miejscowych dominikanach pojawia się wątek historyczny związany z okresem najazdu husytów na Śląsk i ziemię oświęcimską.
Od czasów tych wojen istniała w Oświęcimiu żywa tradycja o cudzie św. Jacka, który ocalił kościół. Zapewne prawdziwe wydarzenie stało się źródłem podania.
Opowiada ono o tym, jak św. Jacek patronował obronie klasztoru i kościoła, do którego schronili się liczni mieszczanie razem z zakonnikami. Święty, przybrawszy nadnaturalną postać zakonnika w dominikańskim habicie, z wysokości murów oślepiał każdego najeźdźcę, który chciał się wedrzeć do kościoła.
Oślepł również herszt bandy żołdaków, na którego rozkaz podpalano cele braciszków i z furią szturmowano bramy. Napastnicy musieli salwować się ucieczką, zabierając ze sobą poległych i rannych.

Jan Ptaszkowski

Przypowieść o pańskiej wdzięczności

Inne oświęcimskie podanie wprowadza nas w dość pogodny nastrój, mimo że dotyczy klęsk powodzi, które często nękały miasto i okolice.
Było to w dniach, kiedy Soła wystąpiła z brzegów, zalała okoliczne wioski i zerwała most obok zamku.
Od strony dworca wracał pewien dziedzic oświęcimskiej wioski. Powóz zaprzężony w dwa okazałe konie stanął na brzegu. Podróżny postanowił przebyć rzekę w bród. Konie w złomowiskach mostu zaczęły się plątać, w końcu prąd obalił wóz. Dziedzica porwała rzeka. Wzniósł tonący ramię i począł wołać ratunku. W niemej grozie patrzyli na to z drugiego brzegu. Jeden z mieszkańców rzucił się na pomoc. Chwycił tonącego za włosy i dopłynął z nim do brzegu.
Właściciel wielkich dóbr zaprosił go do swych włości, aby mu się odwdzięczyć. Ofiarował swemu wybawcy 25 koron, a potem sługom kazał wymierzyć mu 25 batów. Ci zdziwionemu dobroczyńcy wyjaśnili: – 25 koron otrzymałeś za uratowanie życia naszemu panu, a baty za to, że ośmieliłeś się go ciągnąć za włosy!

Jan Ptaszkowski

Tajemnicze jezioro
Baśń o tajemniczym jeziorze jest związana z dzielnicą Skowronek. Taką nazwę miało dawniej, jeszcze w okresie międzywojennym, dzisiejsze osiedle Chemików. Na rozległych polach Skowronka, wśród uprawnych pól, były miejsca ulubionych zabaw dzieci.
Tam palono sobótki. Szczególną ciekawość budziła głęboka wyrwa zwana zapadliskiem. Często wsłuchiwano się tu w odgłosy czy szmery wydobywające się z głębi ziemi. Legenda mówiła o tym, że kiedyś na tym miejscu stała karczma. Pewnego razu szedł obok niej ksiądz z Panem Jezusem do chorego.
Rozochoceni biesiadnicy zaczęli pokpiwać z kapłana, a na jego trzykrotne wezwanie nie ucichła muzyka i huczne tańce. Karczma zaczęła się kręcić, trzeszczeć i w końcu zapadła się pod ziemię. Na jej miejscu powstało jezioro.
Z biegiem lat wyschło i pozostał po nim głęboki i potężny lej.

Jan Ptaszkowski

Ocalone sanktuarium
13 września 1944 r. nastąpił najsilniejszy nalot alianckich samolotów na Oświęcim. W czasie potężnego bombardowania ocalała kaplica św. Jacka, kościół MB Wspomożenia Wiernych i obraz, mimo że większość budynków salezjańskich, zajętych wówczas przez Niemców na szpital, uległa zniszczeniu.
Fakt niezwykłego ocalenia sanktuarium i łaskami słynącego wizerunku Wspomożycielki podniecał wyobraźnię wielu mieszkańców i zaczął obrastać legendami. Szybko rozchodziły się wieści, że po ruinach błąka się jakaś niezwykła osoba.
Znaleźli się i tacy, co twierdzili niezbicie, że to ksiądz Bosko. Inni powtarzali, że policjanci strzelali do tajemniczej zjawy, która im ciągle znikała… Jeszcze inni oglądali wyniosłą postać snującą się po gzymsach zburzonego skrzydła Zakładu.
Nocny stróż kiedyś na własne oczy widział mężczyznę w długiej czarnej szacie nad ruinami zgruchotanego kina. A wszystko zaczęło się od opowieści palacza, który przeżył szok, gdy nagle w kotłowni pojawił się jakiś mężczyzna ubrany w gumowy płaszcz z peleryną.
Długo i wnikliwie wpatrywał się w palacza i w końcu wypowiedział słowo „Polacy” – po polsku i po niemiecku. Oszołomiony robotnik opowiadał wszystkim znajomym o przeżyciach, a nawet zawiadomił o zdarzeniu policję.

Jan Ptaszkowski

Zaklęte duchy przy zamku na Sole

Kilka lat temu niespodziewanie przyfrunęła gromada łabędzi, by – zdawało się – na stałe osiąść obok Zamku na Sole. Pan Andrzej Winogrodzki, wyborny piewca i bard spraw oświęcimskich, nie zmarnował wymarzonej dla poety okazji.
Utrwalił w pięknej Zamkowej balladzie sympatyczną rodzinę łabędzi, które dowcipnie zestawił z niektórymi postaciami występującymi w dziejach naszego zamczyska.
Znalazł się więc wśród zaklętych w łabędzie kształty Henryczek Walezy, co o ten zamek otarł się przelotem, gdy do korony utracił ochotę.
Puszysta korona pięknej łabędzicy skojarzyła się autorowi z królową Boną, co w panien gronie, gdzieś w zamkowej sali / stanęła na noc w podróży z Italii. Najbardziej ubłocony ptak został ukazany w tej poetyckiej baśni jako książę Jan, hultaj i niecnota. (…)

Leszek Żak

Prawa autorskie © www.um.oswiecim.pl

Wszystkie prawa zastrzeżone.